Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 8 maja. Imieniny: Kornela, Lizy, Stanisława
19/06/2012 - 05:17

Chrześcijański zegarek - o naiwności, czasie i plonach

Życie chrześcijanina sielanką nie jest, to pewne. Ale kto powiedział, że miało być łatwo? Pytanie: czy to się opłaca? Czy warto? A jeśli tak, to dlaczego i kiedy doczekamy się jakiejś nagrody?
Może ktoś powiedzieć, że jesteśmy naiwni, że wierzymy w coś czego nie widać, w Kogoś, kogo nie można dotknąć, w jakieś dziwne historie, które nie wiadomo nawet czy miały miejsce. Nie będę tu polemizować z podobnymi zarzutami, jak mówi nasz Papież w encyklice „Deus Caritas Est”: U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie – jeśli ktoś nie spotkał Boga, to nic dziwnego, że Kościół i chrześcijaństwo wydają się niezrozumiałe, niemądre.
Tymczasem my właśnie wierzymy, ufamy. To kwestia decyzji, takiej, którą ponawia się każdego dnia, kwestia wolnego wyboru. Jeśli rzucone ziarno trafia choćby na najmniejszy skrawek dobrej woli człowieka – ma szansę na wzrost. On tylko rzuca ziarno i czeka. Czas to dziwne zjawisko: choć każdy z nas wciąż i wciąż doświadcza na sobie jego upływu, na różne sposoby, to jednak ciężko przychodzi nam cierpliwe czekanie. Bo świat pędzi niepomiernie, gna do przodu, ściga się z niewygodą, z cierpieniem, ze śmiercią… A czas swoje, po Bożemu.
Dlatego wydaje mi się, że chrześcijanin to także ktoś oswojony z czasem. Daje czas Bogu i drugiemu człowiekowi, ma cierpliwość także dla siebie, wie, że Królestwo Boże w nim – rośnie powoli. To nie jest krzykliwy proces, często właśnie cichy, pozornie niezauważalny. A jednak się dzieje. - Jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami z daleka od Pana. Albowiem według wiary, a nie dzięki widzeniu postępujemy. Mamy jednak nadzieję i chcielibyśmy raczej opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana. Dlatego staramy się Jemu podobać, czy to gdy z Nim jesteśmy, czy gdy z daleka od Niego – pisze św. Paweł w czytanym w ostatnią niedzielę fragmencie Listu do Kolosan. Nie widzimy, ale wierzymy, ufamy nawet jeśli akurat mamy tzw. cięższy czas. Bo sami dobrze wiemy, obserwujemy to w świecie, że wszystko potrzebuje czasu, a co dopiero ten najważniejszy proces – nasze osobiste uświęcenie. Wszak od tego zależy nasza wieczność.
Pani Aniela ma już ponad 92 lata – to naprawdę dużo czasu. Obecnie przebywa w domu opieki. Całe życie przeżyła prosto, ubogo, skromnie. Większość życia przepracowała jako sprzątaczka. Nie założyła rodziny. Ale od dziecka, wiele się modliła, zwłaszcza do Matki Bożej. Chyba już nie wróci do domu, nie ma nikogo, kto by z nią zamieszkał i mógł się opiekować. Leży sobie, modli się i chyba nie jest do końca świadoma gdzie się znajduje i dlaczego. Ale to wcale nie jest tak, że ona już nie ma nic do ofiarowania: po odwiedzinach u niej czuję, że to ja doznałam pocieszenia, nie ona. Wciąż powtarza: Wola Boża! Jak Pan Bóg będzie chciał – tak będzie. Mówi, że jeszcze by trochę pożyła, może by gdzieś poszła… Ale – wola Boża!
- Zasadzeni w domu Pańskim rozkwitną na dziedzińcach naszego Boga. Nawet i w starości wydadzą owoc, zawsze pełni życiodajnych soków – mówi Psalmista. To jacy jesteśmy teraz, młodzi, dorośli czy starsi – wyda kiedyś plon. Moje dziś – nie jest bez znaczenia. Ziarno dojrzewa powoli, ale to czy i jak zaowocuje – zależy od ziemi, w którą wpadnie, od tego, czy pozwolimy Mu działać, użyźniać nas. Pani Aniela wciąż się uśmiecha, potrafi żartować i jest wdzięczna za najmniejsze dobro. I wciąż ufa, tak po prostu, wiernie i cierpliwie. A ja mocno wierzę, że czeka ją wiele spacerów tam, dokąd idzie, gdzie czasu już nie będzie.

Anna Wojna






Dziękujemy za przesłanie błędu