Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 16 maja. Imieniny: Andrzeja, Jędrzeja, Małgorzaty
05/09/2012 - 13:21

Jerzy Stuhr o chorobie, nadziei i powrocie do zdrowia

Wybitny aktor, reżyser i pedagog był gościem pierwszego dnia Forum Ekonomicznego w Krynicy-Zdroju. Autor autobiograficznej książki „Tak sobie myślę” odpowiadał na pytania Aleksandry Pawlickiej, redaktor z Wydawnictwa Literackiego, oraz tłumnie przybyłych gości.
Książka „Tak sobie myślę”, która wyszła nakładem Wydawnictwa Literackiego, jest nie tylko pamiętnikiem z okresu zmagania się z rakiem reżysera „Pogody na jutro”, ale także sumą przemyśleń na różne aktualne tematy, wspomnieniami z bogatego w aktorskie kreacje życia. – Jest zapisem mojego stanu ducha z pewnego okresu mojego życia, boję się użyć tutaj słowa rola, bo rola jest zawsze jakąś kreacją, udawaniem czegoś. Tutaj raczej nic się nie kreuje – mówił profesor Stuhr, który rozpoczął pisanie swojego dziennika w zeszycie podarowanym przez córkę niemal każdego dnia, w szpitalu i w domu. Początkowo nie myślał o upublicznianiu swoich przeżyć – pamiętnik miał powstać dla rodziny, ale z czasem przekonał się do tej decyzji, zwłaszcza, że jak wspomina w szpitalu kontakt jego osoby z chorymi dawał im dużo nadziei. Na oddziale onkologicznym pacjenci ustawiali się do niego po autograf i kilka słów rozmowy niemal ze wszystkim pod ręką. Dzieci dawały rysunki, bajki, a wśród dorosłych zdarzył się nawet mężczyzna ze starą, zdezelowaną kasetą VHS z filmem „Seksmisja”. – Panie to jeszcze chodzi, spytałem. „Pewnie” – odpowiedział. „W domu z żoną i dziećmi to nawet wyłączamy dźwięki podkładamy wszystkie dialogi”. Takie karaoke sobie robią – żartował aktor.
Stuhr wspomniał, że jeszcze nigdy w życiu nie otrzymał tylu listów i wyrazów sympatii jak podczas okresu choroby. Poczuł, że jestem ludziom potrzebny.
– Spotkał mnie chłopak na ulicy w Krakowie i powiedział: „Chciałbym panu tylko podziękować”. Ja pytam za co? „Za wszystko, co pan zrobił”. Myślę sobie pewnie jest aktorem, a on mi mówi, że masażystą-rehabilitantem i rehabilituje trudne i bolesne przypadki medyczne. „Jak byłem na stażu w Anglii to podpatrzyłem jak tam koledzy rehabilitanci przygotowują sobie specjalny zestaw filmowy: „Monty Python”, „Benny Hill”, „Jaś Fasola” i puszczają taką kompilacje scenek, kiedy wykonują z pacjentami bolesne ćwiczenia, wtedy ich po prostu mnie boli. Po powrocie do Polski zrobiłem sobie taki zestaw ze scenami z pańskich filmów: „Seksmisji”, „King Sajzu”, „Obywatela Piszczyka” i jak ich masuję to ich mniej boli”. Pomyślałem, że to jeden z największych komplementów jaki usłyszałem. Wreszcie jestem potrzebny!
– wspominał podczas spotkania Stuhr. Podobnie miłe chwile przeżył po wydaniu książki, kiedy na wieczory autorskie przychodzili ludzie, którzy dzielili się z nim swoimi doświadczeniami z chorobą lub z chorobą bliskich, a do redakcji krakowskiego wydawnictwa docierać zaczęły listy o podobnej treści.
Stuhr opowiadał również o trudnych momentach podczas leczenia, wierze w wyzdrowienie, małych celach, które sobie stopniowo stawiał, i powrocie do artystycznej pracy.

(JB)
Fot. JB







Dziękujemy za przesłanie błędu