On z Wiednia, oni z Gdańska. Połączył ich pech na drodze w Nowym Sączu [ZDJĘCIA]
Grupka ludzi, stoi przy policyjnym radiowozie i relacjonuje jak doszło do tego pechowego zderzenia na drodze w sądeckiej dzielnicy mała Poręba.
Czytaj też O krok od tragedii. Ich nocna podróż zamieniła się w prawdziwy horror
- To nie jest moja wina - mówi kierowca dostawczaka. - Zacząłem ich wyprzedzać, jechałem lewym pasem. Przede mną było kilka samochodów. Nagle jeden z nich zabrał się za omijanie jadącego przez nim autobusu. Trąbiłem na niego, żeby się schował, ale on chyba nie słyszał. Żeby w niego nie uderzyć, ratowałem się ucieczką w bok, no i wylądowałem w rowie. Trochę otarłem się o jego bok.
Mężczyzna opowiada, że mieszka w Nowym Sączu, ale od kilku lat pracuje w Wiedniu. Co dwa tygodnie przyjeżdża do rodziny.
- No pech okropny i to na bocznej drodze, która nie jest ruchliwa. Ale, dzięki Bogu nikomu nic się stało. To najważniejsze. A samochód, wiadomo… będzie do klepania.
Zupełnie inną wersję przedstawiają turyści z Gdańska.
- Ten gość pruł lewym pasem i wymijał całą kolumnę samochodów. Kiedy zabrałem się do wyprzedzania patrzyłem w lusterko, nie widziałem go - po prostu wepchał się na trzeciego, no i uderzył mi w bok samochodu. Moje auto też trzeba będzie klepać.
- A takie mieliśmy udane ferie. Przyjechaliśmy z wybrzeża ze znajomymi w dwie rodziny. A tu takie zakończenie, kiedy zapakowani wracamy już do domu. Przynajmniej z w jednym się zgadzamy z tym panem. Dobrze, że skończyło się na stłuczce. Mogło być gorzej.
Czytaj też Wypadek w Mszanie Dolnej: jedna osoba w szpitalu [ZDJECIA]
Obydwaj kierowcy musieli dmuchać w alkomat. Która z wersji jest prawdziwa, kto zawinił, o tym zdecyduje policja.
[email protected] fot Jm