Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Niedziela, 28 kwietnia. Imieniny: Bogny, Walerii, Witalisa
21/12/2013 - 11:35

17 razy oddał serce. Władysław Matczuk - człowiek do roboty

Z akcją charytatywną „Serce Sercu” nieodłącznie kojarzy się postać Władysława Matczuka. W tym roku po raz 17. zarzuci przysłowiowy worek na plecy i będzie znosił do siedziby Fundacji Sądeckiej różne artykuły spożywcze, darowane w sklepach przez ludzi dobrej woli, żeby potem nadzorować ich pakunek, a dalej - wysyłkę do najbiedniejszych.
Kto nie zna pana Władka Matczuka? Wszyscy, ale kto wie, że pochodzi z Wrocławia? Chyba niewiele osób. Pracuje przy boku Zygmunta Berdychowskiego od grudnia 1996 roku. Przeżył tłuste i chude lata w dziejach Fundacji Sądeckiej (dawniej: Sądecka Fundacja Rozwoju Wsi i Rolnictwa).
– Gdy rozpoczynałem pracę w Fundacji Sądeckiej byłem piękny i młody, a dzisiaj… - uśmiecha się nasz bohater.
Rodzice pana Władka pochodzili z Lubelszczyzny, on urodził się w stolicy Dolnego Śląska.
- W dzieciństwie bawiłem się w gruzach, bo Wrocław dopiero odbudowywał się po zniszczeniach wojennych – wspomina. Ukończył Akademię Rolniczą (Wydział Ekonomiczny) we Wrocławiu. Po studiach pracował w instytucjach okołorolniczych na Dolnym Śląsku: spółdzielnie, kółka rolnicze, fabryka obrabiarek, a w połowie lat 80. zeszłego wieku, gdy na pół gwizdka władze otwrzyły granice - jak tysiące innych Polaków wyjechał na Zachód w poszukiwaniu lepszego życia. Poprzez Francję, Grecję, Izrael trafił do Kanady, gdzie zabawił na dłużej (Vancouver). W 1996 roku wrócił do Polski z żoną Renatą, zakotwiczyli w Chełmcu pod Nowym Sączem, skąd pochodziła małżonka, obecnie nauczycielka języka polskiego w Szkole Podstawowej w Stadłach. Mają trójkę dzieci, najmłodsza 8-letnia Kasia jest oczkiem w głowie tatusia.
Gdy pan Władysław został pracownikiem Fundacji Sądeckiej, to od razu rzucił się w wir różnych akcji i przedsięwzięć. W tam czasie, oprócz niego, w Fundacji Sądeckiej pracowała pani księgowa, Danuta Wójs z Marcinkowic (przeszła już na zasłużoną emeryturę) i młoda, bystra dziewczyna Ewa Janur ze Świniarska (obecnie w Urzędzie Gminy w Podegrodziu). W trójkę robili wielkie rzeczy, prezes Fundacji Sądeckiej – Zygmunt Berdychowski - przeważnie urzędował w Warszawie.
Pan Władziu organizował kolonie letnie dla dzieci z biednych rodzin wiejskich w ramach akcji „Lato Wiejskich Dzieci”, budował z Antonim Rapaczem i Antonim Łukasikiem – obydwaj już nie żyją - Małopolskie Stowarzyszenie Sołtysów, a potem Stowarzyszenie Sołtysów Ziemi Sądeckiej; zakładał Stowarzyszenie św. Floriana, a jeszcze był Fundusz Stypendialny im. Braci Potoczków, Stowarzyszenia Kasa Wzajemnej Pomocy, plebiscyt na Sądeczanina Roku itd. We wszystkim „maczał palce”. Pracował w piątki i świątki, jeździł na zebrania, chodził po urzędach i sądach, agitował, organizował, tworzył. Dzięki temu Matczuk poznał Sądecczyznę jak własną kieszeń, był w każdej „dziurze”, rozmawiał z tysiącami ludźmi. Pana Władka z Fundacji Sądeckiej znają i cenią wójtowie i proboszczowie, prezesi i naczelnicy ochotniczych straży pożarnych, panie z kół gospodyń wiejskich, biznesmeni różnego kalibru itp.
O brak pracy nigdy go głowa nie bolała.
– Trudno jest nadążyć za szefem, Zygmuntem Berdychowskim, który ma tysiące pomysłów na minutę – wzdycha człowiek, który najlepsze lata życia oddał Fundacji Sądeckiej i nigdy nie liczył na ordery i dyplomy. W tym, co robił, nie szukał swego, aż prosi się w tym miejscu o duże słowa – „służba dobru wspólnemu”. Do tego sprowadzała się 17-letnia praca Władysława Matczuka w Fundacji Sądeckiej.
Dodajmy, że brał udział w kolejnych kampaniach wyborczych, w które zaangażowany był jego pryncypał. Zdarzało się, że sam kandydował do różnych ciał przedstawicielskich, jeżeli była taka „potrzeba polityczna”, jak to nazywa. „Brał na klatę”, jak to się mówi, rozmaite ciosy, aby nie narażać szefa, ale najważniejsza była zawsze akcja „Serce – Sercu”.
- Gdy zatrudniłem się w Fundacji Sądeckiej, odbyły się dwie edycje akcji – opowiada pan Władysław. – Wziąłem się za trzecią edycję i zaczęliśmy to robić z większym rozmachem. Na początku zbieraliśmy po firmach artykuły spożywcze, z których robiliśmy około 300-400 paczek. Od 2000 roku zaczęliśmy urządzać zbiórkę żywności w sklepach przy pomocy wolontariuszy. Angażowaliśmy też młodzież do pakowania paczek...

Cały artykuł o Władysławie Matczuku w grudniowym numerze miesięcznika "Sądeczanin".
(s)









Dziękujemy za przesłanie błędu