Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 15 maja. Imieniny: Dionizego, Nadziei, Zofii
14/10/2022 - 14:55

Freak fighty. Zarobkowy biznes, patologia sportu, destrukcja

Ciężko jednoznacznie określić moment w którym pojawił się bum na tak zwane freak fighty. Raczej byliśmy świadkami długo trwałego procesu przekształcania się rozrywki w internecie. Federacje, które wiodą prym w organizacji tego rodzaju gal to przede wszystkim: Fame MMA, High League oraz Prime. Każda z nich zakontraktowała nazwiska, które dla szeroko pojętego widza youtuba są interesujące ze względu na swoją działalność i rozpoznawalność.

Jest 21 maja 2005 roku. Dla wielu fanów sportów walki to data, która zapisała się na zawsze w historii jako dzień, w którym Tomasz Adamek wygrał na punkty walkę z Paulem Briggsem o tytuł Mistrza Świata Federacji WBC w kategorii półciężkiej. Na hali United Center w Chicago przy publice 20 tys. osób w tym setki Polaków, wszyscy przeżywaliśmy wyjątkowy sukces naszego ,,Górala”. Całe lata ciężkiej zawodowej pracy i niezliczona liczba sparingów przyniosły pożądany efekt.

Minęło od tego czasu ledwie 17 lat, a dziś młode pokolenie, z tym samym bądź większym emocjonalnym zaangażowaniem, nie ogląda już walki dwóch profesjonalnych pięściarzy, lecz pojedynek dwóch karłów, faceta i kobiety, byłego kryminalisty lub walkę dwóch youtuberów w budce telefonicznej bez zasad.

Ten przemyślany biznes opiera swój pomysł na wykorzystaniu tzw. "kościołów” poszczególnych gwiazd internetu. Związanie emocjonalne z idolem jest na tyle duże, że skłania widza to zakupienia PPV w celu obejrzenia walki. Według danych popularność jest na tyle duża, że oglądalność gali sięga nawet ponad pół miliona sprzedanych dostępów. Dzięki temu koniunktura się rozpędza, co pozwala organizatorom wypłacać rekordowo wysokie gaże za wejście do oktagonu.

W zależności od kontraktu mowa o kwotach w wysokości kilkuset tysięcy, a nawet miliona złotych za walkę. Te sumy robią kolosalne wrażenie, szczególnie gdy zestawi się je z wynagrodzeniami najlepszych zawodników MMA w Polsce, walczących w największej organizacji Europie jaką jest KSW. Na takie wynagrodzenie w profesjonalnym sporcie mogą liczyć co najwyżej największe gwiazdy pokroju Mariusza Pudzianowskiego.

Same pojedynki niestety ze sportem mają niewiele wspólnego. Przyciągają szeroką kartą walk ludzi z różnych środowisk internetu budzących skrajne emocje. Wokół całego przedsięwzięcia budowana jest bardzo rozległa kampania marketingowa, która jest w pełni profesjonalna i nakierunkowana na klienta jakim w zdecydowanej części jest młody widz.

Całe zjawisko freak fightów niestety zdecydowanie należy określić za negatywne. Biznesowo, dla właścicieli poszczególnych organizacji to na pewno sukces. Nie można jednak przejść obojętnie wobec promocji przemocy, bijatyki, patologii, wzajemnego obrażania się. Szczególnie jeśli adresatem tych treści są często dziesięciolatkowie. W celu promocji gali bardzo często wymyślane są sztuczne konflikty w celu wyciągania brudów i budowania dramaturgii, która jest promocyjnym paliwem.

Chodzi o utworzenie atmosfery nienawiści pomiędzy aktorami pojedynku, maksymalnego rozbudzenia emocji. Co gorsza, jesteśmy świadkami ciągłego przesuwania granicy patologii. Ostatnimi czasy pojawił się pomysł organizacji walki w budce telefonicznej bez zasad. Nie ma w niej rund bądź chwytów niedozwolonych. Walka kończy się w momencie poddania bądź utraty przytomności przeciwnika.

Pojawia się pytanie, na ile organizacja freak fightów to sukces pomysłodawców, a na ile upadek społeczeństwa? Nie można nie dostrzec kreatywności i wyczucia potrzeb konsumentów organizatorów, ale czy można podziwiać biznes, który żeruje na młodocianej naiwności i patologii?

Jeszcze parę lat temu, dla większości młodych chłopców szczytem rozrywki telewizyjnej było obejrzenie meczu reprezentacji Polski w piłce nożnej, a dla dziewcząt spędzenie przed telewizorem wieczoru oglądając disneyowski musical. Dziś bardzo często największym pragnieniem młodego człowieka jest wykupieniu PPV (pay per view - płatnej usługi oglądania treści multimedialnych
dostarczanych najczęściej za pośrednictwem cyfrowej telewizji.) w celu obejrzenia bohaterów internetu bijących się w oktagonie często bez zasad, a na pewno bez umiejętności.

Niestety, sztucznie wykreowane w świecie internetu autorytety nie czują odpowiedzialności za to, co sobą prezentują i co promują. Kuszeni wielkimi pieniędzmi nie widzą problemów tym, z czym się identyfikują i co wspierają. Ich popularność to niestety też pewnego rodzaju świadectwo, gdzie cywilizacyjnie dobrnęliśmy. Pojawia się zatem pytanie co dalej? Gdzie jest granica? (Jarosław Baziak/ISW) Fot. SportyWalki.org







Dziękujemy za przesłanie błędu