Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 27 kwietnia. Imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty
17/03/2024 - 17:40

„Pnioki, ptoki czy krzoki” – Zaglądnij do szuflady, a wszystko będzie jasne [ZDJĘCIA]

Gdy mówi się rodzinna Ritterów, od razu pada imię Maria Ritter – związana z Nowym Sączem malarka, rzeźbiarka, działaczka społeczna. Korzeni tej rodziny szuka Agnieszka Filipek, historyk i archiwistka, pracująca w nowosądeckim oddziale Archiwum Narodowym w Krakowie. Ona pokusiła się sięgnąć do genealogii tej znanej rodziny.

Chyba każdy sądeczanin wie kim była Maria Ritter. Ale co wiemy o jej korzeniach? Do nich dotarła właśnie Agnieszka Filipek, a to co ustaliła zawarła w artykule pt. „Pnioki, ptoki czy krzoki”, który można przeczytać w kwartalniku „Sądeczanin. Historia” pt. „Rodzina to potęga!”.

Pniok, ptok czy krzok?

Czytaj także: Nowosądecki Jarmark Wielkanocy zagości na płycie sądeckiego rynku

Można, ale różnie z tym bywa. Jest taki obyczaj sądecki, że jak ktoś umrze to piszą tak: aczkolwiek nie urodził się na Sądecczyźnie, to jednak..., czyli wypominają nieboszczykowi jego pochodzenie. Tak odpowiedział Antoni Kroh na pytanie nieżyjącego już redaktora Henryka Szewczyka: Czy po 42 latach spędzonych w Nowym Sączu można Pana nazwać sądeczaninem? Był to wywiad dla portalu sadeczanin.info z 23 lutego 2014 roku. Bo być lub nie być sądeczaninem lub sądeczanką, obojętnie czy przez duże, czy przez małe s, jest w tym regionie niezwykle istotne!

Kiedy w 2004 r. zamieszkałam w Nowym Sączu szybko dowiedziałam się, że ludzie dzielą się tu na pnioki, ptoki i krzoki. Jeśli przekształcimy to określenie i na końcu postawimy znak zapytania, łatwiej jest zrozumieć tę kategoryzację mieszkańców. Powstaje bowiem pytanie o tożsamość. Poczucie własnej tożsamości, takiej uczciwej, bez koloryzowania i zbędnego pietyzmu, jest potrzebą wielu ludzi. Jej świadomość, o ile nie jest zabarwiona ze wszech miar szkodliwą ksenofobią, to coś bardzo wartościowego i godnego podziwu.

Kim jestem, kim byli moi przodkowie?

Czytaj także: Takiej ściany nie ma żadna Galeria w regionie. Mistrz Ryszard Miłek złożył na niej podpis [ZDJĘCIA]

Poznanie własnej tożsamości często wiąże się z szeregiem pytań: kim jestem? Kim byli moi przodkowie? Jeśli jestem sądeckim ptokiem, to skąd pochodzę i gdzie mam korzenie? Jaka jest historia mojej rodziny? Jeśli natomiast pniokiem, to w którym pokoleniu? Kto z moich przodków był tym ptokiem, który na Sądecczyznę przybył i w jakich okolicznościach? Czy będę w stanie to ustalić? Czy znajdę źródła? I tutaj na scenę wchodzi genealogia, czyli nauka pomocnicza historii, badająca więzi pokrewieństwa i powinowactwa. Stworzona została na potrzeby badania relacji pomiędzy królami, książętami i możnowładcami świeckimi i kościelnymi, co pozwalało lepiej zrozumieć sieć wzajemnych powiązań i sojuszy politycznych. Metody stosowane w badaniach genealogicznych obecnie wykorzystują genealodzy amatorzy, aby zgłębić własną historię rodzinną i odpowiedzieć sobie na nurtujące ich pytania. Poszukiwania genealogiczne to najczęstszy cel udostępniania akt w archiwach zarówno państwowych, jak i kościelnych. Jest to też potężna dawka wiedzy historycznej, dziejów ustroju i państwa Polskiego. Nasi przodkowie często przemieszczali się pomiędzy różnymi zaborami. Badacz musi nauczyć się chociażby tego, gdzie znaleźć informację o przynależności administracyjnej państwowej i kościelnej danej miejscowości. Konieczna jest także znajomość prawa regulującego rejestrację akt stanu cywilnego w miejscowościach, które leżały na terenie konkretnego zaboru. Na szczęście dziś ta cała wiedza jest na wyciągnięcie ręki. Mamy do dyspozycji mnóstwo publikacji, bardzo prężnie działają towarzystwa genealogiczne, powstają różnego rodzaju indeksy dostępne on-line, strony internetowe dedykowane tematowi, a na forach internetowych zawsze można poradzić się bardziej doświadczonych badaczy.

Podróż w czasie z Ritterami

Czytaj także: Horror! Dziury, że urwie zawieszenie, zapadnięte studzienki. Ta ulica w Nowym Sączu 30 lat bez remontu [ZDJĘCIA]

Najlepiej jednak rozpocząć od... Domowa szuflada W 2022 r. przygotowywałyśmy z Anią Żalińską, w ramach współpracy sądeckiego Archiwum z Fundacją EUROS – Wiatr ze Wschodu, grę miejską pt. Wspomnień czar... Podróż z Ritterami w epokę Galicji. Poprosiłyśmy wtedy Monikę Ślepiak – prawnuczkę Marii Kijasowej z domu Ritter – o pomoc. Monika pojawiła się w Archiwum z teczką pod pachą, do której zapakowała efekt przegrzebania jednej z szuflad w Willi Marya.

Niespodzianki domowej szuflady – Zęby prosto z gęby

Zawartość domowej szuflady Moniki wywołała uzasadnione emocje. Czego tam nie było! Zapisane na malutkiej papeterii i zapakowane do niewielkich kopert listy, pisane pismem ręcznym ewidentnie poddanym w szkole treningowi kaligrafii, rachunki za usługi kominiarskie, odcinki potwierdzające wypłatę emerytury, legitymacja kolejowa ze zdjęciem na odwrocie, kalendarzyki kieszonkowe Towarzystwa Szkoły Ludowej z zapisanymi ważnymi niegdyś informacjami i drobne rachunki. Na kawałku papieru jakieś dziecko wyrysowało starannie cały garnitur zębów górnej lub dolnej szczęki (trudno orzec) i nie mniej starannie podpisało: zęby prosto z gęby. Domowe, drobne papiery zmieszane z dokumentami o istotnym znaczeniu, tak jak w życiu człowieka drobne, codzienne sprawy mieszają się z tymi doniosłymi. Ze wzruszeniem przeglądałam zawartość domowej szuflady Moniki, dotykając tych samych drobiazgów, które kiedyś zajmowały głowy i dłonie jej przodków. Tak naprawdę każde archiwum zaczyna się w domu. Parę lat temu Archiwum Państwowe w Warszawie rozpoczęło projekt pod tytułem „Domowa szuflada”. Jego celem było uświadomienie uczestnikom, że każdy z nich posiada w swoim domu, w tej domowej szufladzie, źródła historyczne. Oczywiście najlepiej byłoby te źródła przynieść do Archiwum i to także było celem projektu. Nawet jeśli nie znajdziemy w tym naszym domowym archiwum dokumentów o istotnym dla dziejów kraju znaczeniu, to na pewno uda nam się odszukać sporo materiałów do naszej historii rodzinnej. To jest znakomity początek genealogicznych poszukiwań. Zdarza się i tak, że przypadkowe zajrzenie do domowej szuflady przynosi nieoczekiwane efekty. W drewnianym, peerelowskim kredensie moich rodziców szuflady były wyłożone zielonym materiałem. Szukałam zupełnie czegoś innego, kiedy w ręce wpadło mi zdjęcie formatu legitymacyjnego, z którego spoglądała na mnie surowo i zasadniczo kobieta z gładko zaczesanymi do tyłu włosami. Zaintrygowana pobiegłam po stosowne wyjaśnienia i okazało się, że to moja prababka po mieczu – Wiktoria 1 v. Pepłowska 2 v. Kurasińska z d. Kossowska. I od tego zdjęcia zaczęła się moja, jakże fascynująca przygoda, z odkrywaniem rodzinnej historii, która trwa do dzisiaj. Ale wróćmy do domowej szuflady Moniki. Czego dowiadujemy się z dokumentów, które tam się znalazły? Na własny użytek dzielę te informacje na dwie kategorie. Są to ważne genealogiczne fakty, które pozwolą nam prowadzić poszukiwania dalej, oraz tzw. smaczki, nadające koloryt historii, a często i odpowiedni kontekst. Smaczkiem będzie np. informacja, że Maria Kijasowa w 1929 r. miała czworonożnego pupila – czarnego jamnika, za którego zapłaciła podatek w wysokości 2000 zł, za pół roku, do Kasy Miejskiej i zachował się kwit zawierający wszystkie te dane! Z rewersu zdjęcia pięknej dziewczyny dowiadujemy się, że to tak naprawdę dowód tożsamości panny Stefanii Kijas, córki lekarza kolejowego, wydany w Krakowie 11 stycznia 1914 r. Stefania to córka Marii Kijasowej z d. Ritter i dr. Tadusza Kijasa, który rzeczywiście pracował na kolei – fakt.

Rarytasy ważne i mniej ważne

Czytaj na następnej stronie - TUTAJ







Dziękujemy za przesłanie błędu