Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Poniedziałek, 6 maja. Imieniny: Beniny, Filipa, Judyty
14/05/2023 - 14:45

Bu­dyn­ki te są świa­dec­twem cza­sów wiel­kiej świet­no­ści uzdro­wi­ska

A Jó­zef Sza­lay? Czy był szczę­śli­wy? Szczaw­ni­ca po­chła­nia­ła go cał­ko­wi­cie. „Ten czło­wiek pe­łen za­pa­łu wkła­dał w ten za­ką­tek wszyst­kie do­cho­dy, wy­sił­ki, aby uczy­nić z nie­go Me­ran Pol­ski” – na­pi­sze po­tem za­ko­cha­ny w Szczaw­ni­cy i czę­sto w niej się za­trzy­mu­ją­cy li­te­rat Jan Wik­tor.

Fragment rozdziału Szczawnica Pana Szaleya

(...) Od pierw­szej chwi­li jej sła­wy po­czę­li ścią­gać do Szczaw­ni­cy zna­ko­mi­ci go­ście ze świa­ta sztu­ki; by­wa­li tu­taj m.in. Gosz­czyń­ski, Pol i Kol­berg, Ody­niec i Nor­wid, Ba­łuc­ki, Kra­szew­ski, Prus i Sien­kie­wicz, Wy­czół­kow­ski, bo­ska Mo­drze­jew­ska. Je­den z prze­by­wa­ją­cych tu­taj po­etów zo­ba­czył w szczaw­nic­kim par­ku szes­na­sto­let­nią pięk­ność, Anie­lę Gru­dziń­ską, i tu­taj wła­śnie na­ro­dzi­ła się jego nie­szczę­śli­wa mi­łość i słyn­ny wiersz:

Gdy­bym był młod­szy, dziew­czy­no,

Gdy­bym był młod­szy,

Pił­bym, ach wten­czas nie wino,

Lecz spoj­rzeń two­ich naj­słod­szy

Nek­tar, dziew­czy­no.

Adam Asnyk miał wów­czas lat trzy­dzie­ści i na owe cza­sy był star­cem. Nie­za­ak­cep­to­wa­ny przez ro­dzi­ców swo­jej bo­gi­ni, nie mógł się otrzą­snąć ze swo­je­go za­uro­cze­nia przez wie­le lat.

A Jó­zef Sza­lay? Czy był szczę­śli­wy? Szczaw­ni­ca po­chła­nia­ła go cał­ko­wi­cie. „Ten czło­wiek pe­łen za­pa­łu wkła­dał w ten za­ką­tek wszyst­kie do­cho­dy, wy­sił­ki, aby uczy­nić z nie­go Me­ran Pol­ski” – na­pi­sze po­tem za­ko­cha­ny w Szczaw­ni­cy i czę­sto w niej się za­trzy­mu­ją­cy li­te­rat Jan Wik­tor. Sza­lay za­ło­żył ogrom­ny park, sam po­dob­no wy­ty­cza­jąc w nim dróż­ki. Po­wsta­wa­ły co­raz to nowe pen­sjo­na­ty i licz­ne let­ni­sko­we wil­le.

Wca­le nie­ma­ło tych drew­nia­nych cu­de­niek z prze­szło­ści do­trwa­ło jesz­cze do na­szych cza­sów, cho­ciaż smut­kiem na­pa­wa dzi­siej­szy stan nie­któ­rych bu­dyn­ków zdro­jo­wych w cen­trum uzdro­wi­ska, po­bu­do­wa­nych wo­kół pla­cu Die­tla w ogól­no­eu­ro­pej­skim, uzdro­wi­sko­wym sty­lu z XIX wie­ku. Bu­dyn­ki te są świa­dec­twem cza­sów wiel­kiej świet­no­ści uzdro­wi­ska i mimo uszczerb­ków two­rzą bar­dzo in­te­re­su­ją­cy, wca­le jed­no­li­ty kom­pleks, ma­ją­cy wiel­ką war­tość jako ca­łość przede wszyst­kim. Nie za­wsze tak są­dzo­no, był czas, gdy tego ro­dza­ju bu­dow­nic­two na zie­miach pol­skich uwa­ża­no za nie­pa­trio­tycz­ną na­rośl, szpe­cą­cą pol­ski pej­zaż. To o tych bu­dow­lach prze­cież w 1956 roku pi­sa­li Han­na Pień­kow­ska i Ta­de­usz Sta­ich, oso­by o du­żym au­to­ry­te­cie, au­to­rzy jed­nej z naj­lep­szych opo­wie­ści o za­byt­kach i tra­dy­cjach zie­mi pod­ha­lań­skiej, wy­da­nej pod ty­tu­łem Dro­ga­mi skal­nej zie­mi: „Z cza­sów roz­kwi­tu po­cho­dzi sze­reg za­cho­wa­nych jesz­cze bu­dyn­ków, bę­dą­cych dla nas szczy­tem «nie­po­ro­zu­mie­nia», prze­nie­sie­niem bez ja­kich­kol­wiek zmian «ar­chi­tek­tu­ry» nie­miec­kich ku­ror­tów. W nie­dłu­gim jed­nak cza­sie trze­ba bę­dzie za­pew­ne je­den z ta­kich przy­kła­do­wych bu­dyn­ków uznać za za­by­tek i za­cho­wać na pa­miąt­kę po­glą­dów tam­te­go okre­su”. Cóż, tem­po­ra mu­tan­tur et nos mu­ta­mur in il­lis! (...)

„Prze­jażdż­ka z Czer­wo­ne­go Klasz­to­ru do Szczaw­ni­cy jest jed­nym z naj­pięk­niej­szych w świe­cie spa­ce­rów – do­no­sił w 1852 roku kra­kow­ski «Czas». – Pły­nę­li­śmy 7 pa­ra­mi łó­dek z drze­wa, żło­bio­nych na kształt pi­ro­gów, ja­kich uży­wa­ją dzi­cy In­dia­nie. A na cze­le, w pierw­szej tra­twie pły­nął za­wsze nie­mal on, Jó­zef Sza­lay, niby król pie­niń­ski lub ad­mi­rał du­na­jec­ki, pod po­wie­wa­ją­cym fli­sac­kim sztan­da­rem. W miej­scach, «gdzie naj­pięk­niej­sze echo», roz­le­ga­ły się strza­ły z moź­dzie­rzy usta­wio­nych na ło­dziach. Pły­ną­cym przy­gry­wa­ła gó­ral­ska ka­pe­la, a dźwię­ki ba­sów nie go­rzej od wy­strza­łów moź­dzie­rzo­wych tło­czy­ły się w pa­ro­wie prze­ło­mu pod So­ko­li­cą i Mni­cha­mi”.

Sza­lay zaj­mo­wał się rów­nież ma­lar­stwem i utrwa­lał na płót­nie ro­man­tycz­ne za­kąt­ki szczaw­nic­kie, wie­le jego ob­ra­zów – po­dob­no – zdo­bi­ło gó­ral­skie izby jego roz­licz­nych ko­cha­nek i nie­ślub­nych sy­nów, ob­fi­cie za­opa­trzo­nych przez ojca na dal­sze ży­cie. Nie­wie­le ich się za­cho­wa­ło, część spło­nę­ła, więk­szość prze­pa­dła. To do­brze, że w dol­nej Szczaw­ni­cy moż­na wciąż jesz­cze oglą­dać ma­lo­wa­ne oko­ło 1840 roku sza­lay­ow­skie go­dła do­mów let­ni­sko­wych: „Pod Trze­ma Ko­ro­na­mi”, „Pod wę­grzy­nem”, „Pod Hisz­pa­nem” i wie­le in­nych. Już w 1841 roku pi­sał Ksa­we­ry Prek, iż „jed­ni miesz­ka­ją pod ra­kiem, dru­dzy pod za­jącz­kiem lub ca­pem, trze­ci pod pięk­ną gó­ral­ką, pod kra­ko­wia­kiem, pod różą”. Wła­śnie od tych go­deł wzię­ły na­zwę domy, a ro­dzi­ny – przy­dom­ki, np. Wę­glarz od Węża, Wietrz­niak, Ma­jer­czak-Kra­kus itp.

Lechosław Herz, Wardęga. Opowieści z pobocza drogi, wydawnictwo Iskry







Dziękujemy za przesłanie błędu