Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 16 maja. Imieniny: Andrzeja, Jędrzeja, Małgorzaty
26/09/2023 - 22:25

Weronika Smarduch, na czele Koalicji Obywatelskiej, idzie po trzy sejmowe mandaty

O tym, co jest dla niej ważne, o rodzinie, przeszłości i planach na przyszłość. O tym jak prowadzi kolejną już kampanię Koalicji Obywatelskiej, co będzie dla niej miernikiem sukcesu rozmawiamy z Weroniką Smarduch, wiceprzewodniczącą Paltformy Obywatelskiej w Małopolsce i liderką listy kandydatów KO do Sejmu w okręgu 14.


Jest pani wiceprzewodniczącą małopolskiej Platformy Obywatelskiej, zawodowo - analitykiem finansowym. Ma pani cztery siostry i brata, była wychowana w tradycyjnej rodzinie, która - co mnie zaciekawiło - przez lata utrzymywała bardzo bliskie relacje z ks. Józefem Tischnerem. A w ubiegłym roku zorganizowała pani w Łopusznej konferencję poświęconą dziedzictwu jego myśli.
- Ksiądz Tischner mieszkał w Łopusznej odkąd jego rodzice przenieśli się tu ze Starego Sącza. Wychowywał się na sąsiednim podwórku i bardzo przyjaźnił się z naszym dziadkiem, Leonem Smarduchem, który na Naszej Polanie (Polanie Sumolowej?) postawił dla Tischnera bacówkę, gdzie ksiądz-filozof uwielbiał spędzać całe dni na pisaniu. 

To ksiądz Tischner przekonał mojego ojca, gdy ten miał 20 lat, że trzeba zaangażować się w tworzenie ‘Solidarności”, walczyć o to, co warto.  Z pomocą księdza Tischnera, organizującego zbiórki pieniędzy w Austrii, budowali od podstaw struktury „Solidarności” Rolników Indywidualnych, następnie SKL, potem trafili do Platformy. Wychowałam się więc w domu, gdzie nie brakowało odwagi, by robić co trzeba i głośno mówić o tym, co ważne, zwłaszcza w czasach, stanu wojennego, gdy tak wiele osób przestało wspierać opozycję. A w Łopusznej działacze „Solidarności” ukrywali ludzi podziemia, choćby Tadeusz Syryjczyka, czy Bogusława Sonika. Do dziś utrzymujemy kontakty z Marianem i Kazimierzem, braćmi ks. Tischnera.

Myśl Tischnerowska zresztą zawsze była obecna w Platformie Obywatelskiej, wielu ludzi się z nią identyfikowało, w Małopolsce choćby Leszek Zegzda, czy Marek Sowa. Również Jarosław Makowski, szef naszego Instytutu Obywatelskiego. Lata temu takich konferencji jak ubiegłoroczna było wiele, właśnie tutaj, w Łopusznej; od tamtego roku wróciliśmy więc do naszych korzeni.

Pani ojciec, Jan Smarduch, od dziesięcioleci sprawuje funkcję wójta gminy Nowy Targ. Dlaczego kandyduje pani do parlamentu, a nie do samorządu, idąc jego śladem?
- Rodzice zawsze nas uczyli, że powinniśmy chodzić swoimi ścieżkami, więc chciałabym zająć się tymi problemami, których nawet ojciec nie był w stanie rozwiązać. U mnie w domu, w ośmioosobowej rodzinie bardzo dużo dyskutowało, również o polityce, o samorządzie. Zgadzaliśmy się, że samorząd nie jest w stanie rozwiązać wszystkich lokalnych problemów, jak choćby choćby smog i problemy z finasowaniem walki ze smogiem.

To również problem z malejącymi środkami na bieżącą działalność samorządu, choć powinny one z roku na rok być coraz większe. Rząd winien przekazywać samorządom coraz więcej kompetencji, bo władza musi być bliżej ludzi, stąpać z nimi po ziemi. W domu wpojono nam, że mieszkaniec, wyborca jest pracodawcą urzędnika i polityka, którzy są tym bardziej skuteczni, im bliżej są mieszkańca. Kolejną sprawą, którą chcę zmienić to brak współpracy między samorządami choćby przy budowaniu zrównoważonej strategii rozwoju regionu.


Regionu w jakim ujęciu? Sądecczyzny? Podhala, czy obu łącznie?
- W tym kontekście trudno posługiwać się  takimi pojęciami. Ważne są obszary funkcjonalne, wyznaczane przez potrzeby mieszkańców. Samorządy gminy, powiaty zazwyczaj działają  same, patrząc przez pryzmat własnych granic, natomiast my, mieszkańcy, żyjemy w obszarach funkcjonalnych. Jeśli ktoś mieszka w gminie Nowy Targ, to potrzebuje jednak dobrej drogi do Nowego Targu, bo zazwyczaj właśnie tam pracuje, leczy się, idzie do kina; podobnie jest z powiatem nowosądeckim i Nowym Sączem.

Bardzo więc potrzebujemy ludzi, którzy dadzą nową przestrzeń do rozpoczęcia współpracy. Niestety, takimi osobami dotąd nie byli posłowie i posłanki, tak samo nie inicjują takiej współpracy władze województwa. Efekt? Wszyscy skupieni są na własnych sprawach we własnych granicach administracyjnych.

Startując z pierwszego miejsca listy mandat ma się niemal w kieszeni. To od czego zacznie pani pracę w Sejmie dla swych sądeckich wyborców? Może od „sądeczanki”?
- Wszyscy, tak na Sądecczyźnie, jak Podhalu, mamy bardzo dużo podobnych problemów. Przede wszystkim podobne są sprawy, z którymi zmagają się nasze miejscowości uzdrowiskowe. Niedawno mieliśmy spotkanie właśnie im poświęcone. Wiele kwestii powtarza się podczas rozmów z ludźmi z Krynicy, Szczawnicy, jak i Rabki. Padł nawet pomysł, by powołać sejmową podkomisję do spraw rozwoju miejscowości uzdrowiskowych, bo one są dość specyficzne. Da to forum dyskusji o kwestiach istotnych dla całego regionu.

Podobnym pomysłem jest stworzenie podkomisji do spraw rozwoju turystyki, by dbać o rozwój tej branży z zachowaniem komfortu życia mieszkańców. Pod tym względem obszary Sądecczyzny i Podhala również są bardzo podobne. 

Sądecczyzna może nawet jeszcze uniknąć wielu błędów Podhala, gdzie turystyka rozwijała się dość chaotycznie. Wnioski dałoby się zastosować choćby wobec Krynicy, która szybko się rozwija. Turystów mamy coraz więcej, krajowa turystyka ma się coraz lepiej i warto teraz to wykorzystać, dobrze przemyśleć w która stronę chcemy iść. Bo pojawiają się choćby związane z PKL pomysły budowy wielkich połączeń koleją linową. A może powinniśmy jednak inwestować mniejsze kwoty w wielu miejscach, wzmacniać obszary turystyczne w mniejszych miejscowościach, tam właśnie budując wyciągi narciarskie. Choćby w Gorcach, czy w Beskidzie Sądeckim. 

Mamy różne pomysły, ale jeśli od razu nie usiądziemy do rozmowy z samorządami i przedsiębiorcami i nie ustalimy wspólnie, który kierunek jest ważniejszy, to nie doprowadzimy do zrównoważonego rozwoju turystyki.

Tak Nowy Targ, jak Nowy Sącz, są też w czołówce miast z największym zanieczyszczeniem powietrza. I tego problemu nie rozwiąże powielanie błędu Krakowa, który próbował miejskie powietrze oczyścić działaniem tylko w swych granicach. Jeśli nie rozwiążemy problemu smogu w gminach wokół Nowego Sącza i wokół Nowego Targu, to w obu miastach niewiele się zmieni, cokolwiek by same robiły - tylko działania w całym obszarze funkcjonalnym mogą dać efekt. Tak samo jest w miejscowościach uzdrowiskowych, które póty nie będą konkurowały ze swymi odpowiednikami na Zachodzie, póki nie uporają się ze smogiem. To sprawy, którymi chciałabym się zająć w szerszym zakresie.

Co do „sądeczanki”, czy podobnie wyczekiwanych inwestycji drogowych, przede wszystkim powinno się je odpolitycznić. Bo jeżeli realizujemy inwestycję z korzyścią dla mieszkańców, musimy unikać polityki, a ustalić konkretny harmonogram i konkretny proces podejmowania decyzji i wtedy jesteśmy w stanie rzecz zrealizować, a nie tylko o niej mówić. A jeżeli jesteśmy w fazie koncepcyjnej od ośmiu lat, to coś jest nie tak. Jako analityk finansowy wielokrotnie byłam zaangażowana w proces inwestycyjny i nie wyobrażam sobie jak można, działając w obecny sposób, liczyć kiedykolwiek na sukces tego przedsięwzięcia.


Lista Koalicji Obywatelskiej z okręgu 14, to często młodzi ludzie, ma na niej żadnego, znanego w dużej polityce nazwiska…
- Okręg nowosądecko-podhalański nigdy nie był tym, gdzie liczyłyby się jakieś duże nazwiska. Owszem, mogliśmy na jedynkę listy ściągnąć polityka z zewnątrz, ale u nas najważniejszy jest lokalny patriotyzm. Udowodniły to listy PiS, na których ściągnięty z Warszawy spadochroniarz wiele razy był w wyborach przeskakiwany przez lokalnego polityka. Bo dla nas, tu, na Sądecczyźnie i Podhalu, ważne jest w Sejmie własny reprezentant, który zna lokalne problemy. Warszawa nigdy ich za nas nie rozwiąże.

Dlatego, budując swoją listę, chcieliśmy, by znalazły się na niej osoby stąd, znające swoje powiaty i gminy. Na Sądecczyźnie mamy doskonałych kandydatów. Choćby Piotr Lachowicz, który całe lata był sekretarzem gminy Podegrodzie, wielokrotny radny, obecnie sekretarz miasta w Nowym Sączu i radny sejmiku wojewódzkiego. To przykład osoby z dużym doświadczeniem samorządowym. Jest liderem, który zastąpił Andrzeja Czerwińskiego. 

To Weronika Smarduch przez ostatnie lata odbudowała, niemal od zera, struktury Platformy na Podhalu, współorganizowała duże wydarzenia, choćby "Meet up - Nowa generacja Platformy" w Gołkowicach Górnych. Dużo tu się dzieje, czy zatem południe Małopolski przestało być „bastionem PiS-u?”, czy też aż tylu warszawiaków mieszka już w Zakopanem?
- Błędy Platformy sprzed 2015 roku powodowały, że PO nie była silna w tym regionie. Część osób, które czuły się związane z nią od lat, odeszła. W Nowym Sączu wycofał się z polityki Andrzej Czerwiński, na Podhalu Andrzej Gut-Mostowy przeszedł do PiS-u. Musieliśmy więc tę Platformę właściwie przez cztery ostatnie lata zbudować niemal na nowo. 

W powiecie nowotarskim, gdzie żyje 200 tysięcy mieszkańców, mieliśmy tylko osiem osób. Teraz mamy już cztery koła i ponad 40 osób, które należą do partii i całe grono sympatyków. Moim celem było nie tylko przyciągnięcie nowych osób, ale i przekonanie tych, którzy z Platformy odeszli, by uwierzyli w nią na nowo. I to się, moim zdaniem, udało, choć rzeczywiste efekty czterech lat naszej pracy zobaczymy właśnie w tych wyborach.

Sondaże wydają się łaskawe?
- Pokazują, że przyrost poparcia w powiecie nowotarskim, tatrzańskim i w pozostałych aktywnych powiatach naszego regionu przewyższa nawet wzrost, jaki odnotowała cała partia. Mamy więc nadzieję, że do parlamentu uda się wprowadzić naszą silną reprezentację. A dzięki niej będziemy w stanie również odbudować tak struktury, jak i samorządowe zaplecze Koalicji Obywatelskiej w całym okręgu.

Była pani szefową kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej na Podhalu i Sądecczyźnie w 2019 roku. Do drugiego mandatu brakło wam wtedy bodaj 4 tysiące głosów. W tym roku walczycie o dwa, czy trzy miejsca w Sejmie?
- Przede wszystkim chcemy, by reprezentacja Koalicji Obywatelskiej z tego okręgu była jak najsilniejsza. Wszystkie sondaże pokazują co prawda, że drugi mandat mamy, ale nie patrzymy na sondaże i staramy się o jak najlepszy wynik. Miarą sukcesu będzie drugi mandat, ale pełne zaangażowanie i innowacyjna kampania może sprawić, że wynik będzie jeszcze lepszy. Apeluję więc do wszystkich, by walczyć do końca i nie myśleć o wyniku. Im więcej serca włożymy w kampanię, tym będzie lepiej. O ile lepiej, przekonamy się już 16 października.

Weronika Smarduch
A co do kampanii… Kiedy na Sądecczyźnie pojawi się więcej plakatów kandydatów Koalicji Obywatelskiej i Weroniki Smarduch?
- Kampania toczy się własnym trybem, nie będziemy jeszcze informowali o dalszych krokach, tym bardziej, że billboardy i plakaty mogą szybko znikać. Prawo i Sprawiedliwość ma większe środki na kampanię i na pewno nie zdołamy im tu dorównać, natomiast jesteśmy w stanie ich wyprzedzić innym podejściem do kampanii wyborczej. 

Billobard, czy banner, niewiele mówi o człowieku, na podstawie plakatu ciężko podejmować świadome decyzje wyborcze. Dlatego moim celem jest kampania bezpośrednia, na niej skupiamy się każdego dnia, pojawiamy się w nowych miejscowościach. Byliśmy już w ponad stu w powiecie nowosądeckim i nowotarskim, będziemy w powiecie tatrzańskim. 

Myślę, że ogrom pracy jaki wykonujemy przyniesie pozytywne efekty, bo moim zdaniem polityka powinna zejść na ziemię, polityka powinna być bliska mieszkańców. Pojawiamy się w wielu miejscowościach, widzimy jak żyją ludzie, słyszymy z czym się borykają. Jestem w polityce przedstawicielką nowego pokolenia, które ma szansę wyciągnąć wnioski z błędów naszej demokracji ostatnich 30 lat. Dlatego jeździmy, spotykamy się z ludźmi. Dzięki ich sympatii, otwartości. z dnia na dzień mamy coraz więcej energii, by działać i dla nich pracować. 
(Rozmawiał Tomasz Kowalski) Fot. Weronika Smarduch/Facebook







Dziękujemy za przesłanie błędu