Polska byłaby zupełnie innym krajem, gdybyśmy przyjęli chrzest z Bizancjum
Polska byłaby zupełnie innym krajem, gdybyśmy przyjęli chrzest z Bizancjum. Inne byłyby nasze świątynie, inne tradycje kulturowe, inne wreszcie kody i mity. Wbrew temu, co często powtarzamy, w nas samych jest silny komponent wschodni. Powód jest prosty – gdy kształtowała się nasza tożsamość (także po roku 1050), wielka schizma nie była wcale głęboko przyjęta ani tym bardziej uświadomiona. Zanim do niej doszło, ośrodki związane z obrządkiem słowiańskim były obecne także na naszych ziemiach. „Ślady kultu słowiańskiego znajdujemy w Ostrowie Lednickim, Krakowie, Wiślicy, Przemyślu i wielu innych miastach. Ośrodki te nie były pod kontrolą Kościoła łacińskiego i pozostawały pod wpływem cywilizacji bizantyjskiej z liturgią słowiańską i pismem cyrylickim”[1], pisze Antoni Mironowicz. Polscy władcy mieli stałe relacje z władcami, którzy przyjęli chrzest z Bizancjum, i na odwrót. „Zapiski kronikarskie notują liczne małżeństwa pierwszych Piastów z księżniczkami ruskimi. Związki te, zapoczątkowane przed 1012 rokiem wydaniem córki Bolesława Chrobrego za Świętopełka turowskiego, stały się częstym zjawiskiem za panowania Kazimierza Odnowiciela, który ożenił się około roku 1041 z Dobroniegą, córką Włodzimierza Jarosławowicza, a jego siostra poślubiła Izjasława kijowskiego. Proces ten trwał do końca panowania Bolesława Krzywoustego”[2].